"Dziecko otrute chemią, zaduszone w drogach rodnych". Kwaśniewski mocno o aborcji
Prezes Ordo Iuris Jerzy Kwaśniewski opublikował w mediach społecznościowych wpis, w którym w ostrych słowach potępia zabijanie dzieci nienarodzonych.
"Aborcja jest obrzydliwa. Dziecko otrute chemią, zaduszone w drogach rodnych podczas farmakologicznie wymuszonego wczesnego porodu" – tłumaczy prawnik.
"Krew, ból, śmierć i upychanie małych zwłok z dala od własnych oczu. Pochówek synka lub córeczki w kiblu. Sprzedawców chemicznej śmierci trzeba ścigać" – podkreśla dalej Kwaśniewski.
Interwencja policji w szpitalu
Chociaż prezes Ordo Iuris nie nawiązał wprost do sytuacji opisanej przez serwis "Fakt", to prawdopodobnie wpis Kwaśniewskiego to reakcja na historię opisaną we wtorek na antenie TVN.
Jak podają "Fakty", pani Joanna wzięła tabletkę wczesnoporonną, po zażyciu której poczuła się źle psychicznie i fizycznie i z tego powodu zadzwoniła do swojej lekarki. Kiedy udała się do szpitala, miała tam na nią czekać nie tylko pomoc lekarska, ale także policja.
Do gabinetu ginekologa miały z kobietą wejść funkcjonariuszki policji, które przesłuchiwały panią Joannę. – Rozebrałam się. Nie zdjęłam majtek, ponieważ wciąż jeszcze krwawiłam i było to dla mnie zbyt upokarzające, poniżające, i wtedy właśnie pękłam, wtedy wykrzyczałam im w twarz: "czego wy ode mnie chcecie?!" – relacjonuje kobieta, w rozmowie z "Faktami".
Cytowany przez TVN lekarz ze szpitalnego oddziału ratunkowego twierdzi, że funkcjonariusze mieli wypytywać o telefon i laptopa pacjentki, które ostatecznie zabrano kobiecie. "Policjant oświadczył, że został on »zabezpieczony na protokół zatrzymania« i poprosił o to, aby nie utrudniać wykonywania ich czynności" – podaje serwis "Fakty".
Chodziło o zagrożenie życia kobiety?
Kobieta, w eskorcie policji, została następnie przewieziona do innego szpitala z oddziałem ginekologicznym.
"Krakowska policja, proszona o odpowiedź, dlaczego podjęto interwencję i dlaczego przebiegała ona w taki sposób, odsyła do prokuratury. Prokuratura oświadczyła jedynie, że obecność funkcjonariuszy wynikała z konieczności asystowania Zespołowi Ratownictwa Medycznego i że prowadzi śledztwo z artykułów mówiących o pomocy w aborcji i namowie do samobójstwa" – czytamy.
W rozmowie z "Faktami" pani Joanna przyznaje, że telefon do lekarki mógł brzmieć dramatycznie, ale zapewniała, że nie chce sobie nic zrobić.